Blask wewnętrznego piękna człowieka cierpiącego

   

                                          Rudyard Kipling: Światło które zagasło

 

Opowieść o sztuce wobec życia, o życiu, które stanie się sztuką w ostatnich chwilach, w momencie po wielkim, egzystencjalnym przełomie… W ostatnim akcie przerwanego zbyt wcześnie, nie w czas: istnienia, wbrew prawom natury, zgodnie z nieobliczalnością losu…

Młodość, brawura, spełnione marzenia i zrealizowane ambicje nie stanowią jednakże pełni wobec uczuciowego nienasycenia, niedokonania. Wobec pięknie trywialnej refleksji, że królowa nie może się mylić

Wspólnie z ukochaną spędzone dzieciństwo, wspomnienia słodko-gorzkie, razem przeżyte wzruszenia, gniew i radość to zbyt mało, to niewystarczający fundament, aby zbudować na nim swój własny świat, jak dom na skale. Ani trwanie w bezpiecznym porcie, ani obietnice niezwykłych, barwnych wojaży, nie odmienią postawy tej, która nie pragnie miłości, lecz pożąda sławy.

Być może wystarczająca jest przyjaźń, aby egzystencję nazwać dobrą, być może wierność towarzyszy niedoli, a dom okaże się przystanią bezpieczeństwa i ukojenia? Przecież życie w każdych okolicznościach lub wbrew nim może się okazać wyzwaniem, które warto, które trzeba podjąć. Aby przejść swoją drogę do końca i zachować godność. Aby w sytuacji beznadziejnej (?) okazać męstwo wobec żywiołów egzystencji i historii, wbrew własnym słabościom.

Co to znaczy być artystą? Czy owo miano zdobywa się, gdy człowiek dokona dzieła stworzenia o niezwykłej piękności, bez klasycznych atrybutów: niepokojącego i przynoszącego ukojenie zarazem? Być może artyzm to umiejętność wyboru tego, co jest trudniejsze, bardziej zobowiązujące i bardziej niebezpieczne, wbrew pokusie poddania się przed końcem drogi?

Prawo do życia pełnego splendoru i powodzenia przedziwnie komponuje się z wewnętrznym zobowiązaniem, ażeby zaświadczyć o sobie, nie zamykać się we własnym, nagle gwałtownie zawężającym się, zamkniętym świecie, ale walczyć. Poczuć znów jedyny w swoim rodzaju zapach i smak niepokoju, będąc w centrum wydarzeń, w rzeczywistości okrucieństwa i niesprawiedliwości, którą uwzniośla, nobilituje indywidualne poświęcenie bohatera  z  wyboru.

Marzenie o zobrazowaniu niewyrażalnej potęgi, wpływającej na życie człowieka,  posiadającej niemalże mityczną rangę… Melancholii… nie spełni się tak, jak oczekiwałby tego artysta. Twórca i jego dzieło podlegać będą skrajnie subiektywnym prawom zazdrości, zemsty, samotności.

Sztuka dużo wspanialsza, świadectwo człowieczeństwa, zaistnieje w rzeczywistości pozaartystycznej, choć przypominającej znacznie dramatyczne przedstawienia w teatrze: w obliczu dziejącej się historii, wobec własnego lęku i determinacji, rozpaczy i odwagi, osamotnienia i poczucia więzi z innymi. Będzie to swoisty powrót do świata, który ofiarował młodzieńcowi niegdyś szansę, a teraz odbiera swoisty dług…

Koło się zamyka, choć nie w najdoskonalszym z kształtów Ziemi. Czy poczucie duchowego zwycięstwa zdominuje pamięć o niespełnionych nadziejach, dotyczących intymnego świata „ja”?

Teraz dopiero jasno zaświtał mi w głowie  pomysł Melancholii… tej Melancholii, której ludzki rozum nie dosięga. […] Twarzy tej nadam odpowiedni wyraz, a wszystko uwieńczę śmiechem… to już dodam od siebie. Czy ma to być przelotny chichot, czy złośliwe skrzywienie ust? Nie, twarz ta powinna wprost z płótna zanosić się śmiechem, a każdy człowiek, czy to mężczyzna, czy kobieta, ktokolwiek tylko w życiu swym zaznał zgryzoty, będzie… jak to powiada ten wiersz:

                                       Rozumiał tę przemowę i czuł w sobie odruch

                                       Sprzymierzenia we wszelkim nieszczęśliwym boju…

[…] Teraz mogę ten obraz namalować, bo noszę go w duszy. […] Ogarnęła go czysta i jasna radość twórcza, która nieczęsto nawiedza człowieka, żeby nie poczytał się za równego bogom i nie wzbraniał się umrzeć w oznaczonym czasie. […] Bez opamiętania zatapiał się w swym dziele, nie myśląc o klątwie, która nań miała spaść. Był opętany swym pomysłem i sprawy tego świata były mu zgoła obojętne. […] Czy to nie cudo? Czy nie cud-kobieta? Zstąpiłem do piekieł, aby ją zdobyć… lecz czyż ona nie była tego godna? […]Wlałem w nią bicie mego serca i światło mych oczu… i nie dbam o to, co mnie czeka… jestem znużony… okropnie znużony. […] Zabierz stąd wódkę, już odsłużyła swą powinność […] Zasłoń obraz.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Impresje o literaturze.... Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz